Главная Случайная страница


Полезное:

Как сделать разговор полезным и приятным Как сделать объемную звезду своими руками Как сделать то, что делать не хочется? Как сделать погремушку Как сделать так чтобы женщины сами знакомились с вами Как сделать идею коммерческой Как сделать хорошую растяжку ног? Как сделать наш разум здоровым? Как сделать, чтобы люди обманывали меньше Вопрос 4. Как сделать так, чтобы вас уважали и ценили? Как сделать лучше себе и другим людям Как сделать свидание интересным?


Категории:

АрхитектураАстрономияБиологияГеографияГеологияИнформатикаИскусствоИсторияКулинарияКультураМаркетингМатематикаМедицинаМенеджментОхрана трудаПравоПроизводствоПсихологияРелигияСоциологияСпортТехникаФизикаФилософияХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника






Balonem do bieguna





WŁADYSŁAW UMIŃSKI

 

 

 

 

NASZA KSIĘGARNIA • WARSZAWA 1954

 

NATALII UMIŃSKIEJ

mojej ukochanej żonie, nieodżałowanej

Towarzyszce życia, pracę tę poświęcam.

A U T O R

 

 

ROZBITKI Z „NARWALA”

 

Na bulwarze dolnego portu nowojorskiego w cieniu rzucanym przez stos worków ba-wełny siedziało dwóch ludzi. Miodszy, trzydziestokilkoletni mężczyzna, w mundurze kapita-na marynarki handlowej, śledził przez morską lunetę czarny punkcik, który właśnie ukazał się u wnijścia do zatoki.

— Zdaje się, że to angielski jacht — rzekł oddawszy lunetę towarzyszowi.

— Raczej amerykański, kapitanie, rozwinął właśnie flagę, na której dostrzegam srebrne gwiazdy.

Kapitan był to dobrze zbudowany mężczyzna o twarzy pociągłej, pooranej przedwcze-snymi zmarszczkami, które zdradzały życie pełne trosk i przygód. Cała jego postać tchnęła energią i żądzą czynu. Bystro spoglądające, stalowego koloru oczy, osłonięte zrastającymi się nad nosem brwiami, świadczyły o przenikliwości; orli nos, pięknie wycięte, zaciśnięte usta i pewne siebie ruchy pozwalały domyślić się hartu woli; sympatyczna twarz, okolona czarnym zarostem, nosiła wyraz zadumy właściwej ludziom myślącym.

Człowiek siedzący obok niego przedstawiał wybitny typ amerykańskiego żeglarza. Barczysty, lecz chudy, ruchliwy, miał śniadą, wyrazistą twarz o charakterystycznych rysach, z których można było wyczytać nieprzełamany upór i odwagę. Na spalone słońcem i wichrami czoło wysuwały się spod czapeczki kosmyki rudawoblond włosów.

— Kapitanie, ten jacht przypomina mi zupełnie naszego „Narwala” — mówił dalej ster-nik nie opuszczając lunety. — Do kroćset! Gdybym nie widział na własne oczy, jak nasz bryg rozsypywał się na wióry pomiędzy tymi przeklętymi górami lodowymi, przysiągłbym, że to on. Taki sam wypukły a mocny kadłub, taki sam wysoki, wąski komin i grube maszty; tylko nasz „Narwal” był cokolwiek większy. Mój Boże, dokąd to prądy morskie zaniosły jego szczątki?! W każdym razie po swojej śmierci nasz okręt jako wrak tułał się jeszcze długo po morzu, zanim go do reszty lody zgniotły. Zazdroszczę mu, kapitanie. Gdybym się był nie bał, że ryby mnie zjedzą, nie przyjąłbym twej pomocy i pozostał na moim ukochanym statku i razem z nim zginął. A teraz żyję i po co? Chyba po to, ażeby narzekać na swoje odmrożone nogi i gapić się jak dzieciak na odpływające okręty. Eh, kapitanie Ford, nie tak powinniśmy czas spędzać!

Powiedziawszy to obtarł prędko kułakiem zwilżone oczy, włożył w usta prymkę * i począł ją żuć kiwając smutnie głową.

Kapitan przyglądając się statkowi, którego widok przywiódł sternikowi na pamięć tragi-cznie zakończoną podróż do bieguna, miał również łzy w oczach. Znać było po nim, że podzielał uczucia swego towarzysza.

— Więc wybrałbyś się jeszcze na jakąś wyprawę, Jamesie? ** — zagadnął po chwili. — A twoje nogi? Niebawem odmroziłbyś je na nowo.

— Jestem już zdrów, kapitanie, nie namyślałbym się ani chwili.

 

* Prymka — szczypta tytoniu do żucia.

** Czyt.: Dżems.

— Żeby znów popłynąć do bieguna?

—Tak, do bieguna! Albo tam koniec końców dotrę, albo zginę. Tak sobie postanowi-łem, kiedym jechał w poprzek Grenlandii na saniach po spaleniu się „Eleonory”. Ale jak się tam najlepiej dostać?

— Chyba łodzią podmorską, Jamesie! — zawołał Ford. — Tego rodzaju statek może zanurzyć się na kilkadziesiąt jardów * pod powierzchnię morza, gdzie już nie ma lodów.

— Podusilibyśmy się bez powietrza, kapitanie, albo wpadlibyśmy na góry lodowe, które, jak panu wiadomo, są potężnymi odłamkami lodowców lądowych i sięgają na paręset jardów w głąb.

— Prawda! Byłoby to szaleństwem, Jamesie.

— Więc nie pojedziemy już nigdy?

W tych kilku słowach wypowiedzianych przez dzielnego sternika dźwięczała taka roz-pacz i żal, że kapitan Ford nie mógł zachować zimnej krwi; nie zważając na majtków i traga-rzy, snujących się dokoła, pochwycił w swe krzepkie ramiona towarzysza i złożył na jego pooranym zmarszczkami policzku pocałunek współczucia.

— Spróbujemy jeszcze raz, mój stary. Klnę się na wszystko! Niech się, co chce, stanie! Albo mróz na wieki zamarynuje nasze trupy, albo dotrzemy do bieguna. Podaj rękę, przyja-cielu.

I, potrząsnąwszy stwardniałą od rudla prawicą sternika, kapitan Ford usiadł znów obok niego na worku bawełny, po czym obaj przyglądali się dalej wchodzącym do zatoki i wypły-wającym na morze okrętom.

— Mój Boże — powiedział w zamyśleniu kapitan — gdyby tak komuś udało się zbudo-wać prawdziwie praktyczny aerostat, to może za jego pomocą udałoby się dotrzeć do bieguna. Chętnie zrobiłbym taką wyprawę nie licząc się z żadnym niebezpieczeństwem. Niestety, należy to obecnie do nieziszczalnych marzeń.

Sternik słuchał uważnie tych wywodów kapitana, lecz widać było z jego miny, że niezbyt ufał napowietrznym okrętom. Jako marynarz z krwi i kości, czuł się dobrze tylko na pokładzie zwyczajnego okrętu. Przed kilkoma laty wypłynęli oni ze Szpicbergu na swoim „Narwalu”. Dotarli na nim wprawdzie aż do 87° szerokości północnej, lecz podczas tajemni-czego zjawiska, zwanego ciśnieniem lodów, utracili swój ukochany okręt i po długiej tułaczce po krach lodowych zostali wyratowani przez statek wielorybniczy, który znalazł ich umierają-cych z głodu i zimna na starym polu lodowym. Było ich ośmiu: kapitan, młodszy oficer, sternik i pięciu marynarzy. Z tej licznej i pełnej ufności we własne siły załogi „Narwala” ocaleli jedynie kapitan i sternik, reszta umarła podczas tułaczki w pustyni lodowej lub też w drodze powrotnej do ojczyzny. Jednakże okropne przygody w pustyni podbiegunowej nie złamały twardego ducha tych dwóch łudzi. Obecnie, powróciwszy do zdrowia, marzą o nowej wyprawie. Kapitan Ford nosi się z zamiarem zorganizowania nowej ekspedycji, tymczasem zaś oddaje się z zapałem studiowaniu opisów najnowszych podróży w te okolice globu, czerpiąc z tego źródła zapas wiadomości praktycznych, mogących mu się w przyszłości przy-dać. Kapitan nałoży do tych podziwu godnych ludzi, którzy zaopatrzeni w niewyczerpany zapas energii i olbrzymią dozę zapału, dążą niezłomnie do celu, jaki sobie wytknęli w życiu. Takim celem dla kapitana Forda jest wydarcie biegunom ziemi ostatnich ich tajemnic. Zago-rzalec ten należał już do trzech wypraw, z początku jako drugi oficer, potem jako kapitan, aż wreszcie jako kierownik nowej wyprawy. Ów „Narwal”, o którym wspominał sternik, do niego właśnie należał. Smutny koniec tej wyprawy, jak widzimy, nie zniechęcił dzielnego marynarza. Marzył on obecnie o jakimś nowym środku komunikacji, który by mu pomógł do osiągnięcia celu życia.

 

 

* Jard — angielska miara długości (ok. 90 cm).

 

Date: 2016-02-19; view: 305; Нарушение авторских прав; Помощь в написании работы --> СЮДА...



mydocx.ru - 2015-2024 year. (0.006 sec.) Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав - Пожаловаться на публикацию