Главная Случайная страница


Полезное:

Как сделать разговор полезным и приятным Как сделать объемную звезду своими руками Как сделать то, что делать не хочется? Как сделать погремушку Как сделать так чтобы женщины сами знакомились с вами Как сделать идею коммерческой Как сделать хорошую растяжку ног? Как сделать наш разум здоровым? Как сделать, чтобы люди обманывали меньше Вопрос 4. Как сделать так, чтобы вас уважали и ценили? Как сделать лучше себе и другим людям Как сделать свидание интересным?


Категории:

АрхитектураАстрономияБиологияГеографияГеологияИнформатикаИскусствоИсторияКулинарияКультураМаркетингМатематикаМедицинаМенеджментОхрана трудаПравоПроизводствоПсихологияРелигияСоциологияСпортТехникаФизикаФилософияХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника






WSCHÓD SŁOŃCA O PÓŁNOCY





 

James postanowił nie zawieść zaufania, jakie pokładali w nim towarzysze. Ponieważ inżynier kazał czuwać nad tym, żeby aerostat nie opadał, przeto sternik, usadowiwszy się przy wysokościomierzu, nie spuszczał z niego oka.

Dzielny marynarz czuł pewien niepokój na myśl, że bezpieczeństwo balonu zależy głównie od jego czujności. Z początku zdawało mu się, że daleko łatwiej jest obsłużyć statek powietrzny aniżeli zwykły parowiec — prędko jednak przekonanie to znikło; James w końcu począł wątpić, czy potrafi dać sobie radę w razie potrzeby. Zastanawiał się więc w myśli, jakie niebezpieczeństwa mogą grozić balonowi.

Naprzód upadek, ale tego nie miał co się obawiać, gdyż wysokościomierz wskazywał ciągle 2000 m i wcale się nie podnosił, zupełnie czyste niebo zwiastowało pogodę. Aerostat, płynąc w otwartej przestrzeni, nie był narażony na potrącenie o żadną górę.

Pomimo to jednak stary marynarz wychylał się co chwila za poręcz i podejrzliwie zagłębiał wzrok w pustą przestrzeń. Dziwnie się czuł wobec martwej, niczym nie zmąconej ciszy, która zalegała dokoła. Na okręcie, siedząc u steru, słyszał zwykle łoskot maszyny, trze-szczenie wiązań, skrzyp masztów, poświst wiatru w linach i szum fal; tutaj nic, zupełnie nic.

Zdawało się, że balon zawieszony jest gdzieś o 1000 mil nad ziemią pośród otaczają-cych go gwiazd. Ten pozorny spokój drażnił Jamesa; zacny marynarz począł niebawem serdecznie przeklinać podobny rodzaj żeglugi, w której cała jego wiedza i doświadczenie na nic zdać się nie mogły.

— Tfu — mruczał — ster niepotrzebny, a nie wiadomo, dokąd i jak się jedzie. Hm, pytanie jeszcze, czy nie stoimy w miejscu, licho to raczy wiedzieć. No, mniejsza o kierunek, byle nie spaść!

Zauważył, iż poczynało się rozjaśniać; wschodnia strona nieba przybrała czerwonawą barwę; przy tym blasku wyraźnie widać było warstwę obłoków leżącą nisko pod balonem.

„Księżyc zapewne wschodzi” — pomyślał James.

W pół godziny jednak potem satelita ziemi nie ukazał się jeszcze na horyzoncie, a pomimo to zorza stawała się coraz żywsza.

Wkrótce, ku wielkiemu swemu zdziwieniu, sternik spostrzegł w pobliżu zenitu parę różowych chmurek; noc widocznie ustępowała przed jakimś potężnym światłem. James gubił się w domysłach nad przyczyną tego niepospolitego zjawiska; przypuszczał, że we wscho-dniej stronie, gdzieś daleko, znajduje się wybuchający wulkan, lecz odblask na horyzoncie nie przypominał ani łuny, ani zorzy polarnej; w przestrzeni panował szary mrok, zupełnie podo-bny do przedświtu. Zegarek wskazywał prawie kwadrans przed dwunastą; do wschodu słońca brakowało z górą trzech godzin.

Cóż więc miało znaczyć to światło?

Na to pytanie James w żaden sposób nie mógł znaleźć odpowiedzi, toteż cierpliwie oczekiwał, aż zagadka sama się rozwiąże.

Tymczasem stawało się coraz widniej; drobne chmurki rozzarzały się w zetknięciu z tajemniczą zorzą, ocean zrzucił oponę grubej mgły, pod którą skrył się niedawno; wielkie jej szmaty tułały się jak duchy ponad jego bladą powierzchnią, kapryśnie odbijającą zapłonione niebo.

Nagle z najsilniej gorejącego punktu strzeliły w górę ku zenitowi, niby race olbrzymie, liczne promienie olśniewającego światła i równocześnie z oceanu wynurzyła się powoli tarcza słoneczna, ścieląc na falach szeroki gościniec ognisty.

Poczciwy sternik podczas swych długich podróży podbiegunowych był świadkiem wielu niezwykłych zjawisk, żadne jednak nie uczyniło na nim tak wielkiego wrażenia, jak ten niespodziewany wschód słońca o północy.

Stał chwilę jakby zahipnotyzowany tą kulą ognistą, która przykuwała jego wzrok, potem machinalnie sięgnął po zegarek.

— Za pięć minut — północ...

I, powtarzając „północ”, pochwycił za ramię śpiącego głęboko Gromskiego i wstrząsnął nim potężnie.

Przebudzony w ten sposób inżynier zerwał się na równe nogi.

— Co to, już rano? — zagadnął przecierając oczy. — Która godzina?

— Północ, proszę pana.

— Co ty bajesz?

— Sama północ, ale niech pan patrzy: tylko co wzeszło słońce; tu inny świat jakiś... do góry nogami wszystko przewrócone!

Prostoduszny sternik mówiąc to, miał tak zabawną minę, iż Gromski wybuchnął głośnym śmiechem.

— Pewnieś zasnął, mój stary.

Marynarz żachnął się oburzony.

— Co, ja zasnąłem? Ja? Et, lepiej niech pan sam zobaczy, która godzina.

— No, która? — zagadnął Ford, którego obudziła ta gwałtowna wymiana zdań.

— Rzeczywiście północ — bełkotał Gromski pomieszany. — A u ciebie, kapitanie?

— Także północ, co to ma znaczyć?

I wszyscy trzej spoglądali po sobie, zdumieni tą zgodnością.

— Wschód słońca o północy? To ciekawe! — zawołał Gromski uśmiechając się. — Cóż to, ziemia prędzej niż zwykle obróciła się koło swej osi czy co u kaduka?

Kapitan wzruszył ramionami.

— Zdumiewające zjawisko astronomiczne, inżynierze — odparł. — Słońce zaszło o dziewiątej, nieprawdaż?

— Właściwie o dziewiątej minut piętnaście, gdyż ze wzniesionego o 3 km balonu dłużej było widzialne niż z powierzchni oceanu.

— Jakże więc objaśnisz pan tę krótkotrwałość nocy?

— Zaczynam się orientować! — odrzekł inżynier. — Balon przeszedł widocznie przez koło biegunowe i znajduje się w okolicach, gdzie panuje obecnie ciągły dzień. Robiliśmy, jak sądzę, 100 km na godzinę w kierunku południowo-wschodnim. Otóż gdybyśmy wyruszyli akurat 21 grudnia, wtedy z zupełną ścisłością moglibyśmy powiedzieć, że w tej chwili jesteśmy oddaleni od bieguna o 23,5°; obecnie wszakże granica ciągłego dnia na tej półkuli posunęła się cokolwiek ku południowi: ujrzeliśmy słońce nieco poza kołem biegunowym. Stąd można by obliczyć, iż znajdujemy się mniej więcej pod 69° szerokości.

Kapitan potrząsnął głową.

— Cała ta sprawa nie przedstawia mi się tak jasno, jak tobie, inżynierze. Wiem tylko jedno, że znajdujemy się poza kołem biegunowym, w sferze nieustającego dnia, pod tym względem zgadzam się z panem zupełnie. Nie wierzę jednak, że posuwamy się prosto na południe. Nie ma innej rady, tylko trzeba czekać południa, wtedy będzie można obliczyć położenie geograficzne balonu.

— Po co?

— Ażeby zaobserwować za pomocą sekstansu wysokość słońca. Znając ją, będziemy w stanie oznaczyć zupełnie dokładnie geograficzne położenie balonu.

Gromski nie mógł zarzucić nic kapitanowi, który znał kosmografię * i posiadał wielole-tnie doświadczenie, zdobyte w podróżach podbiegunowych. Po krótkim namyśle zgodził się więc czekać aż do południa. Ford radził jeszcze, ażeby opuścić się w niższe warstwy atmosfe-ry i zmniejszyć w ten sposób szybkość balonu; inżynier jednak nie przystał na to.

 

* Kosmografia — nauka opisująca ciała niebieskie.

— Jeżeli będziemy się posuwali nadal z tą samą, co i dotychczas szybkością, to do południa zbliżymy się o kilkaset kilometrów do bieguna.

— To nie jest zupełnie pewne! — mruknął Ford. I dzielny marynarz, nie nalegając już, zajął się przygotowaniem instrumentów niezbędnych do czynienia pomiarów.

W łódce znajdował się doskonały sekstans, mogący posłużyć do oznaczania wysokości słońca, prócz tego Gromski zabrał pyszny chronometr, uregulowany podług południka Green-wich. Tymczasem James opowiadał inżynierowi szczegółowo o swych nocnych obawach.

Wysłuchawszy go, Gromski poszedł spojrzeć na wysokościomierz; ten wskazywał 1300 m i nieznacznie opadał. Widocznie gaz rozszerzał się pod działaniem promieni słonecz-nych. Inżynier, nie chcąc się znaleźć za wysoko, rozkazał sternikowi, aby zgasił palenisko. Dzięki tej ostrożności aerostat aż do południa utrzymywał się na jednej wysokości, nie doty-kając warstwy obłoków leżących o jakie 200 m pod nim. Od pewnego czasu temperatura poczęła się znacznie obniżać; termometr wskazywał już tylko 3°; prąd ciepły ochładzał się zatem widocznie.

Na dobre pół godziny przed południem Ford zasiadł przy sekstansie i nie odrywał już ani na chwilę oka od lunety, obserwując wysokość słońca; inżynier, klęcząc przy nim, oczeki-wał z pewnym niepokojem rezultatu spostrzeżeń.

Kapitan przekonał się, że łódka aerostatu daleko lepiej nadaje się do obserwacji astrono-micznych aniżeli pokład okrętu; instrument bowiem stał zupełnie nieruchomo, jak gdyby spoczywał na granitowym podmurowaniu.

— Czy słońce jeszcze się wznosi? — zagadnął niecierpliwie Gromski.

Lecz Ford nie odpowiedział, nie słyszał zapewne; cała jego uwaga skierowana była na nitki pajęcze, przez które przesuwał się obraz gwiazdy dziennej.

— Południe — rzekł wreszcie, podnosząc głowę.

Obserwacja dokonana została z pedantyczną ścisłością.

— 72° 22' 40" szerokości i 16° 46' długości na zachód od Greenwich — rzekł Ford skończywszy rachunek.

Zapisawszy te dwie liczby w dzienniczku Ford wziął wielką mapę południowych części Atlantyku i rozłożył ją na platformie obok maszyny. Inżynier i sternik z niepokojem patrzyli, jak ołówek jego błąkał się po pustej białej przestrzeni, szukając oznaczonego punktu.

— Tu — rzekł wreszcie kapitan, robiąc maleńki krzyżyk.

Położenie tego znaczka było prawdziwą niespodzianką dla naszych żeglarzy.

— Ależ my nie płyniemy do bieguna! — zawołał James.

Gromski nic nie odpowiedział. Pochwyciwszy tylko drżącymi ze wzruszenia palcami ołówek, nakreślił nim linię biegnącą od przylądka Horn aż do nieszczęsnego krzyżyka.

Kierunek jej potwierdzał niestety najzupełniej słowa, wyrzeczone przez sternika. Wido-czne było, że aerostat posuwał się zgodnie z przypuszczeniami tegoż na południowy wschód i to ze znaczną szybkością, której nasi żeglarze nie domyślali się nawet. Przebyta w ostatnich 24 godzinach przestrzeń wynosiła co najmniej 2000 km.

— Tak — wyszeptał Gromski opuszczając ręce — ten wiatr nie zaniesie nas do biegu-na.

— Winieneś pan był liczyć się z obrotem ziemi, który zmienia kierunek prądów. Na półkuli północnej, jak wiadomo, ciało poruszające się ku równikowi zbacza w prawo, to jest na zachód. Pasaty dowodzą tego wymownie. Na półkuli południowej zachodzi odwrotne zja-wisko; prawu temu podlega także unoszący nas górny wiatr.

— Mamy więc wskazówkę, co czynić na przyszłość — rzekł Gromski — nie jest je-szcze tak źle z nami. Gdybyśmy powierzyli się mu na dłuższy okres czasu, to koniec końców wir powietrzny zaniósłby nas po spiralnej linii może aż na sam biegun.

Uradzono uczynić pewną próbę odszukania przyjaźniejszych wiatrów w niższych warstwach atmosfery. Zaczęto się więc opuszczać. Pod stopami naszych żeglarzy leżała war-stwa białych obłoków o bardzo regularnej konfiguracji. O wpół do czwartej „Polonia” zanu-rzyła się cała w tym morzu śmietankowym, falującym w podmuchach niedostrzegalnego dla żeglarzy wiatru. Okazało się, że obłoki te w przeciwieństwie do górnego prądu unoszą się w lodowatej atmosferze.

— Brr — wstrząsnął się sternik — zdaje mi się, że wpadliśmy w chmury śniegowe.

Termometr istotnie spadał gwałtownie z 3° ponad zerem do —2°. Wilgoć osadzała się delikatnym szronem na wszystkim: na maszynie, na gondoli, na linach, a nawet na włosach, tak iż niebawem nasi aeronauci wyglądali jak starcy. Sternik chcąc przejść na środkową platformę gondoli, zbliżył się do motoru, a kiedy chciał się o niego oprzeć, wypadła z metalu z trzaskiem iskra elektryczna i boleśnie ukłuła go w rękę.

— Goddam! — zaklął marynarz.

Wyładowanie to dowodziło, że chmury nasycone były elektrycznością.

— Jamesie, zapal ognisko i ogrzewaj gaz! — krzyknął nagle Gromski. — Prędzej, prędzej, spadamy!

Widać para wodna, marznąc na powłoce balonu, zwiększyła jego ciężar, gdyż wysoko-ściomierz szybko się podnosił.

W przestrzeni panował półmrok. Chmura, przez którą przelatywał balon, była tak gęsta, że Ford nie widział sternika stojącego odeń o kilka metrów. W pięć minut po wejściu w warstwę tych lodowych chmur balon znalazł się o kilometr nad poziomem oceanu; szybkość spadania rosła zatrważająco; Gromski czuł, że położenie staje się krytyczne, z dołu dochodził ponury szum, niby ryk oddalonej burzy. Ucho kapitana rozpoznało go natychmiast.

— Ocean pod nami! — zawołał.

Szum ten potężniał z każdą chwilą, nie pozwalając wątpić, że Ford miał słuszność. Inżynier raz jeszcze spojrzawszy na wysokościomierz, przekonał się, że musi się pozbyć części rezerwowego balastu, wyrzucił więc poza burtę, choć z wielkim żalem, parę blaszanek, zawierających benzynę. Pomimo to „Polonia” opadała nadal.

— Baczność! — zawołał.

W tej chwili jednak nieprzenikniona mgła, otaczająca aerostat, rozstąpiła się nagle i znaleziono się w przezroczystej atmosferze. O paręset zaledwie metrów pod łódką ryczał ocean. Po jego ciemnoszmaragdowej powierzchni biegły jedna za drugą długie, białe wstęgi; były to pieniste grzywy bałwanów toczących się w południowo-zachodnim kierunku, aż ku zachmurzonemu horyzontowi. Wznosiły się one, jakby podczas olbrzymiego przepływu, gotując się na przyjęcie spadającego balonu.

Inżynier nie namyślając się już wyrzucił jeszcze parę blaszanek, na skutek czego aerostat zwolnił spadek i zawisł o paręset metrów ponad wzburzonym morzem.

— Do pioruna! — krzyknął zadyszany sternik. — W sam czas zatrzymał pan balon, o włos nie napiliśmy się słonej wody.

Aerostat wyglądał zupełnie, jak gdyby przeszedł przez warstwę puchu. Subtelna szadź, pokrywająca nie tylko powłokę, ale i wszystkie przedmioty w gondoli, uczyniła go znacznie cięższym i omal nie spowodowała katastrofy. Tutaj, niedaleko powierzchni oceanu, termo-metr wskazywał parę stopni ponad zero, szadź poczęła więc topnieć, toteż balon powoli odzy-skiwał swą lekkość.

Nasi żeglarze, ochłonąwszy cokolwiek z pierwszego wrażenia, poczęli zastanawiać się nad swym położeniem. Ford od razu poznał, że balon i tu także posuwa się na południowy wschód. Dowodziło to, że wiatr północno-zachodni porywa za sobą całą masę powietrzną od powierzchni morza aż do paru tysięcy metrów wzwyż.

— Posuwamy się z szybkością 30 węzłów — rzekł kapitan.

— Jakimże sposobem dowiedziałeś się pan o tym? — zagadnął zdziwiony Gromski. — Kierunek odgadnąć nie trudno, spoglądając na fale, ale prędkość...

— To bardzo proste — odparł Ford — licz pan, ile razy na minutę łódka znajdzie się ponad pienistym grzbietem bałwanu, pomnóż otrzymaną liczbę przez 300, a otrzymasz szyb-kość względną w metrach. Długość fali na oceanie nie przenosi 300 m.

— A ruch własny bałwanów?

— Trzeba go także brać w rachubę — odparł kapitan. — Wiadomo, że fala rozchodzi się z szybkością średnią około 10 m na sekundę. Biorąc te wszystkie dane pod uwagę, wypa-da, że nasz balon, unoszony wiatrem, robi po 30 węzłów.

— A jednak chcielibyśmy znaleźć w niższych warstwach atmosfery przyjaźniejszy prąd powietrza, który by nas unosił w kierunku mniej więcej południowym. Jak więc radzisz, kapitanie, czy poczekać na zmianę kierunku wiatru?

— Można spróbować — odparł Ford. — W podróżach moich do bieguna nieraz obser-wowałem nagłe zmiany kierunku prądów atmosferycznych.

— Mamy dość czasu przed sobą — rzekł Gromski — na burzę się nie zanosi, może by zatem zarzucić kotwicę.

Inżynier odczepił z haka worek z grubego płótna, przywiązany do długiej na 200 m i mocnej linki i wyrzucił go. Balon na mgnienie oka uwolniony od balastu 50 kg podskoczył nieco, niebawem jednak wrócił do dawnego poziomu. Worek muskał z lekka bałwany, prze-skakując z jednego grzbietu na drugi, dotknięcia te jednak robiły go coraz cięższym, po kilkunastu skokach znikł nagle w wysokiej fali, skąd wypłynął pękaty, niezgrabny, podobny do potwornej ryby złowionej na wędkę. Aerostat zadrgał konwulsyjnie w splotach swej siatki i przypadł wyczerpany jakby, zatrzymując się na wysokości kilkudziesięciu metrów.

— Stoimy więc na kotwicy! — zawołał Gromski.

 

Date: 2016-02-19; view: 339; Нарушение авторских прав; Помощь в написании работы --> СЮДА...



mydocx.ru - 2015-2024 year. (0.007 sec.) Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав - Пожаловаться на публикацию