Главная Случайная страница


Полезное:

Как сделать разговор полезным и приятным Как сделать объемную звезду своими руками Как сделать то, что делать не хочется? Как сделать погремушку Как сделать так чтобы женщины сами знакомились с вами Как сделать идею коммерческой Как сделать хорошую растяжку ног? Как сделать наш разум здоровым? Как сделать, чтобы люди обманывали меньше Вопрос 4. Как сделать так, чтобы вас уважали и ценили? Как сделать лучше себе и другим людям Как сделать свидание интересным?


Категории:

АрхитектураАстрономияБиологияГеографияГеологияИнформатикаИскусствоИсторияКулинарияКультураМаркетингМатематикаМедицинаМенеджментОхрана трудаПравоПроизводствоПсихологияРелигияСоциологияСпортТехникаФизикаФилософияХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника






Przygotowania do zimy





 

Kapitan obliczył, ile zapasów mięsa i tranu potrzeba będzie dla zabezpieczenia się od głodu i zimna na przeciąg półrocznej zimy, kiedy słońce zniknie nad widnokręgiem i nastanie mroźna, burzliwa, nieubłagana pora roku, podczas której nawet to nikłe życie organiczne objawiające się w ciągu lata zamiera zupełnie.

James był bardzo zaintrygowany losami bezlotków w niedalekiej przyszłości.

— Niech mi pan powie, kapitanie, bo pan musiał dużo mądrych książek przeczytać, zanim zaczął pan dobijać się do bieguna na naszym „Narwalu”, co się dzieje z tą całą skrzy-dlatą łobuzerią, kiedy nastaną trzaskające mrozy i nieprzeniknione ciemności? Jak się teraz odżywiają, o tym wiem doskonale. Taki pan pingwin stoi sobie nad wodą w licznym towarzy-stwie swoich krewniaków i dosyć długo się namyśla, zanim da nurka. Zanurzywszy się na głębokość kilkunastu czy kilkudziesięciu stóp, chwyta dziobem owe czerwonawe raczki, od których brzegi ławic aż się roją, połknie, ile tylko się zmieści w jego żołądku o workowatej budowie, i śpiesznie wraca na krę. Nie dziwię się temu, bo nie chce dostać się na ząb foce albo delfinowi. Ale co się z nimi będzie działo w zimie?

— Jest to istotnie bardzo interesujące, co porabiają pingwiny w zimie. Coś niecoś o tym mogę ci powiedzieć. Otóż odbywają one wędrówki nawet dość odległe w niższe szerokości, może nawet docierają do 60° szerokości południowej, gdyż muszą za wszelką cenę dostać się nad morze wolne od lodu. W tym świecie, który przeklinasz tak zawzięcie dla licznych powo-dów, pulsuje bardzo bujne życie właśnie na wybrzeżach kry, pól lodowych, a nawet dokoła pływających gór lodowych.

Wody tamtejsze bogate są w plankton, nie mówiąc już o rybach. Tymi drobnymi stwo-rzeniami żywią się nie tylko nasi przyjaciele pingwiny, ale także wieloryby, delfiny, przypu-szczam, że i foki tym pokarmem nie pogardzają. Jest tego taka obfitość, że wielorybowi wystarczy otworzyć paszczę, ażeby znalazła się w niej cała masa zwierzątek najrozmaitszego kształtu. Znawcy utrzymują, że na jedną ucztę tęgi wieloryb potrzebuje aż tonę tego drobia-zgu. Ponieważ zaś wielorybów tu nie brak, choć przyznaję, że nie dostrzegłem ani jednego, a miliony bezlotków zawdzięczają swoje utrzymanie się przy życiu także tylko temu drobia-zgowi, więc łatwo pojąć, jakie olbrzymie ich masy zawiera morze. Zdaje się, że skład wody morskiej bardzo sprzyja rozmnażaniu się tych drobnych stworzonek, gdyż w cieplejszych wodach nie spotykamy ich w takiej obfitości, jak tutaj.

Pingwiny, chcąc istnieć, muszą na zimę docierać, jak rzekłem, do wolnych od kry, nie zamarzających wód. Te pielgrzymki muszą być bardzo dla nich uciążliwe. Podziwu godne, jak te biedne ptaki walczą z mrozem i orkanem, nie mając żadnego schronienia przed srogo-ścią żywiołu. Jeżeli wytrzymują, to tylko dzięki temu, że ku jesieni pokrywają się nowym, bardzo ciepłym futrem. Lecz muszą całe trzy tygodnie na to czekać. Siedzą więc gdzieś w zagłębieniach skał i cierpliwie czekają, aż im urośnie futerko, przy czym poszczą i koniec końców chudną niemiłosiernie, tak iż wyglądają jak szkielety obciągnięte skórą. Młode nie potrzebują czekać na nowe szaty i pierwsze wyruszają na wędrówkę, starsze dopiero w jakiś czas z nimi się łączą. Z tego nauka dla ciebie, kochany Jamesie, żebyś zaopatrzył nas w zapas ich smacznego mięsa podczas lata, bo później sam byś pogardził takim żylastym i chudym jadłem. Trzeba będzie także zaopatrzyć się w ryby.

— Kiedy tek, to postaram się zostać rybakiem — powiedział sternik. — Widziałem bowiem dużo ryb w pobliżu kry.

— Dawniej — rzekł kapitan — przypuszczano powszechnie, że wody Antarktydy są ubogie w ryby. Jednakże przekonano się, że była to pomyłka. Tych ryb w morzach arkty-cznych poznano z górą sto gatunków, możesz więc spróbować szczęścia, jeżeli masz jakąś siatkę albo wędkę.

— No, już moja w tym głowa, żeby temu zaradzić! — zawołał sternik. — Wędzisko już mam — rzekł biorąc tyczkę bambusową, która niedawno stanowiła część gondoli sterowca. — Sznurka także kawał się znajdzie. Haczyk zrobię z kawałka drutu, a na przynętę wezmę kawałek mięsa foczego i jazda.

Sternik dotrzymał słowa, wyruszył zaraz nazajutrz na skraj ławicy lodowej i po upływie paru godzin powrócił z kilkunastoma niedużymi rybami, które, jak się przekonał kapitan, należały do rodzaju kościstych. Najwięcej napotyka się w morzach podantarktycznych przed-stawicieli rodziny Nathotheniidae *. Są to ryby cierniopłetwe, bez pęcherza pławnego, z płetwą brzuszną przesuniętą ku przodowi w okolice gardła. Trzymają się one przeważnie w pobliżu brzegów.

Ugotowane w słodkiej wodzie, rybki te okazały się nadzwyczaj smacznym daniem, mile przyjętym przez naszych rozbitków karmionych od paru tygodni bezlotkami i fokowiną. Sternik nabrał niebawem wielkiej wprawy w sporcie wędkarskim, suszył na słońcu złowione obficie ryby i zrobił z nich duży zapas na zimę. Kiedy już napełnił przeznaczony na ten cel kącik spiżarni, oświadczył, że zabiera się do grubej zwierzyny.

— Siedząc nad wędką słyszałem ryk jakichś dużych zwierząt — oświadczył. — Udałem się na sam koniec przylądka i dostrzegłem na polu lodowym kilka olbrzymów, nieco podobnych do dobrze mi znanych morsów.

— Morsów, czyli koni morskich, o ile mi wiadomo, nie ma na morzach Antarktydy. Widziałeś zapewne słonie morskie. Są to zwierzęta ssące, mniej więcej wielkością dorów-nujące morsom, lecz pozbawione kłów, a zaopatrzone za to w rodzaj krótkiej trąby, co im właśnie zjednało nazwę słoni morskich. Jest to zwierzyna już dość rzadka, a w dodatku, jak słyszałem, mięso jej jest bardzo żylaste i tranowate — tłumaczył kapitan. — Szkoda więc zabijać bezpożytecznie te wspaniałe zwierzęta, które może niebawem podzielą losy tylu zagi-nionych gatunków, jak na przykład naszego bizona amerykańskiego czy żubra europejskiego.

— No, kiedy pan tak staje w obronie tych słoni, to poprzestanę na tym, ażeby się im z bliska przyjrzeć. Możemy iść we trójkę i zapolować na foki, przeciwko czemu pewnie nie ma pan nic do powiedzenia.

Zbliżał się koniec stycznia. Krótkie a mroźne lato podbiegunowe chyliło się ku końco-wi. Pisklęta bezlotków porastały w oczach, foki wyprowadziły swoje potomstwo, które jednak nie mieszkało tak, jak rodzice, w wodzie, lecz przebywało na powierzchni kry. Matki zajęte połowem ryb wychodziły od czasu do czasu na lód, żeby nakarmić swym mlekiem młode latorośle, oczekujące na tę chwilę z wielkim utęsknieniem. Nasi podróżnicy często bywali świadkami takiego karmienia przez stare foki swoich młodych. Dopiero kiedy foka zostaje odstawiona od piersi, schodzi do wody i poluje na ryby razem z rodzicami. Najwię-

 

* Czyt.: Natotenide.

kszy gatunek fok odznacza się białą maścią. Białe foki były wojownicze i staczały nieraz pomiędzy sobą zażarte i krwawe boje. Wówczas krew lała się strumieniami, przeciwnicy tak dalece zapamiętywali się w tych starciach, że dopuszczali na parę kroków od siebie ludzi, którzy przyglądali się zapasom z wielkim zaciekawieniem. Nieraz się zdarzało, że sternik, chcąc położyć kres morderczym chwytom przeciwników, strzelał do nich z dubeltówki albo zabijał swoją lancą.

Te polowania na foki trwały cały tydzień, dopóki nie nagromadzono obfitego zapasu tłuszczu i mięsa. Obliczono, że mógł on zaspokoić wymagania mieszkańców kryształowego pałacu na przeciąg całego roku. Mięso schowane w lodzie mogło bez zepsucia leżeć bardzo długo, a ponieważ na Antarktydzie nie masz ani niedźwiedzi białych, ani lisów polarnych, które na północy rabują takie składy żywnościowe, więc można było zostawić je bez żadnej opieki. Nagromadzono też przy tej okazji dużo doskonałych futer, na których wysypiano się po kilkanaście godzin na dobę. Takie monotonne życie stało się koniec końców nużące. Nasi wędrowcy daremnie oczekiwali na zjawienie się jakiegoś wielorybniczego statku, który by ich uwolnił z tej pustyni lodowej. A przecież był to sezon łowów. Powoli zatem tracono nadzieję i przygotowywano się w duchu na przykrą ewentualność długotrwałego pobytu u wybrzeży szóstej części świata. Starano się atoli stale podtrzymywać ogień w sygnałowej lampie, co nie nastręczało trudności, bo tranu nie brakło. Czarny wąż, wznoszący się ku niebu, daremnie jednak wzywał o pomoc dla naszych rozbitków powietrznych. W jakieś kilka dni po ukończeniu wielkich łowów na foki nadeszła niespodziewanie straszliwa burza. Kapi-tan dziwił się czasem, że tak długo trwał okres pogody. Lecz natura powetowała sobie teraz długą bezczynność i to, co się działo w ciągu całego tygodnia, przeszło wszelkie wyobrażenia podróżników.

Niebo pokryło się gęstymi chmurami, tak iż półmrok zapanował nad pustynią lodową. Rozpoczęła się szalona śnieżyca. Orkan wył jak stado potępieńców, zdmuchując nagromadza-jące się na lodowcu warstwy śniegu do oceanu. Bezlotki gdzieś się poukrywały, foki umknęły pod lód, zawrzało istne piekło. Nasi podróżni z trwogą oczekiwali, że orkan, dmący z szybko-ścią jakichś 200 km na godzinę, zerwie dach z kryształowego pałacu. Dla zapobieżenia temu naładowano jak najwięcej brył lodowych na skraj dachu, żeby wicher nie mógł go podważyć i rzucić w przestrzenie. Dzięki jednak spadającemu coraz obficiej śniegowi, dach wytrzymał napór wichru, szalejącego z niesłabnącą gwałtownością przez sto dwadzieścia godzin z rzędu. Sternik pilnował, ażeby zaspy śnieżne nie były przeszkodą do opuszczenia kryształowego pałacu po skończeniu burzy. Odkopywał więc śnieg, nagromadzający się nad wejściem do schroniska, bacząc, ażeby zaspa nie przekraczała metra grubości. Wychyliwszy się choćby na jedną chwilę na zewnątrz, wracał natychmiast do pałacyku, klnąc na czym świat stoi. Zamknięci w swym pałacyku podróżni z trwogą wsłuchiwali się w pojęki wichury, która była tak gwałtowna, że zdmuchnęłaby z łatwością człowieka, gdyby odważył się wyjść ze schroni-ska choćby na jedną chwilę. Słyszeli głuchy grzmot bałwanów morskich, które pogruchotały olbrzymie kry, przyrośnięte do lądu, a raczej do wielkiej bariery, na której znajdował się pała-cyk kryształowy. Teraz biły wściekle o samo przedmurze lodowca, żłobiąc w jego podstawie głębokie bruzdy. Ocean podkopywał się niejako pod lód. Grzmot bałwanów bijących ze straszliwą siłą w lodową barierę rozlegał się głośnym, echem w tych pustkowiach, napełniając trwogą serca rozbitków. Kiedy nareszcie po kilku dniach orkan uciszył się, z wielką trudno-ścią zdołano wydostać się z kryształowego pałacu na powierzchnię lodowca, okrytego, jakby olbrzymią puchową kołdrą, warstwą srebrzystego i pulchnego śniegu, który na 30-stopnio-wym mrozie zdołał już stwardnieć, tak iż od biedy można było po nim chodzić. Sternik nie zważając na niebezpieczeństwo opuścił się z bariery na Przylądek Pingwinów, żeby zobaczyć, co się tam dzieje. Okazało się, że bałwany morskie rozbiwszy krę przybrzeżną wtargnęły do miasteczka. Snadź zmusiły one całą jego ludność do pośpiesznej ucieczki w głąb przylądka. James wykrył mnóstwo zmarzniętych i nieżywych piskląt, a potem odnalazł stare z ocalałymi od pogromu pisklętami w załamach, między skałami, zagrzebane do połowy w śniegu.

Upłynęło kilka dni, zanim ptaki po tej klęsce wróciły na dawne swoje pielesze. Śnieg pod wpływem ich ciepłych ciał i tysięcy stóp zaczął niebawem tajać i miasteczko wróciło do dawnego wyglądu. Fale morskie zrobiły wielką przysługę ptakom, gdyż zabrały czerwonawe i cuchnące błoto, w którym musiały przedtem pingwiny brodzić.

Gwałtowność i okrucieństwo tej burzy dowiodło naszym podróżnikom, jak twarde, nie-ustępliwe jest życie organiczne w tak okropnych warunkach. Ani mróz, ani wicher oszalały, ani rozhukane bałwany morskie nie zdołały go zgasić. W tydzień potem w miasteczku pin-gwinów było rojno i gwarno, jak za dawnych dobrych czasów. Kapitan obliczył, że przynaj-mniej czwarta część młodych pingwinów zginęła w czasie tej burzy.

 

Date: 2016-02-19; view: 365; Нарушение авторских прав; Помощь в написании работы --> СЮДА...



mydocx.ru - 2015-2024 year. (0.006 sec.) Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав - Пожаловаться на публикацию